Relacje
30-11-2021
Ciężka, nieuleczalna choroba ma wpływ na życie jak i relacje międzyludzkie. W moim przypadku spowodowało to zacieśnienie relacji między
mną a rodzicami. Z powodu, że jestem jedynakiem to ich troska i miłość nabierała często olbrzymich rozmiarów, co niejednokrotnie było
dla mnie uciążliwe i psuło moje plany. Ten rodzaj postępowania moich rodziców zrozumiałem dopiero, gdy sam zostałem ojcem.
Kiedy spadła na mnie informacja o chorobie uznałem, że nikomu nie będę o tym mówić i o to też poprosiłem swoich rodziców. Uznałem, że
nie chcę żadnej litości czy współczucia. Poradzę sobie z tym sam. Ta tajemnica miała wpływ na relacje z moimi znajomymi.
Nagle przestałem uczestniczyć w różnego rodzaju spotkaniach. Po prostu odciąłem się od ludzi, których dobrze znałem.
Koledzy ze studiów wiedzieli, że jak szykuje się impreza, to na pewno bez Łukasza, bo on znowu nie może.
Tak przez wiele lat trwałem bez kolegów, przyjaciół. Nikt nigdy nie dochodził czemu mnie nie ma na spotkaniach,
ja też nie mam do nikogo pretensji,że tak było, bo po prostu nikt nie wiedział o mojej tajemnicy.
Jeszcze przed diagnozą miałem dziewczynę. To ona była jedyną osobą, z którą choć trochę mogłem zasmakować normalnego życia.
Tylko jej mogłem się zwierzyć, opowiedzieć jak znoszę chorobę. Ten związek nie udźwignął ciężaru jakim było moje schorzenie
i postępująca niepełnosprawność. To akurat nie powinno nikogo dziwić, bo ogromnym trudem i wyzwaniem dla drugiej
strony jest budowanie związku z osobą niepełnosprawną.
Dziś z perspektywy czasu nie wiem czy postąpiłbym inaczej i od razu wyszedł do ludzi z informacją:
"Hej! Patrzcie to ja Łukasz, mam stwardnienie rozsiane!"
Uważam, że potrzebowałem na to wielu lat, by oswoić się z chorobą i odważnie o niej mówić.
Dziś, mając 35 lat i 16 lat choroby za sobą (gdyby liczyć, że epizod podwójnego widzenia to początek, to 20!)
mogę o niej swobodnie mówić i próbować oswoić z nią innych chorych lub nowozdiagnozowanych.
Uważam, że moment na obwieszczenie o chorobie najbliższym, rodzinie, znajomym, jest sprawą bardzo indywidualną
i na to nigdy nie ma odpowiedniej chwili. Wszystko zależy od wielu czynników, np. od naszego otoczenia, a
przede wszystkim od nas samych.
Ja podjąłem decyzję o schowaniu informacji o SM gdzieś głęboko samego siebie, gdzieś, gdzie nie ma dostępu dla innych.
Dużo przez to straciłem, wiem i pogodziłem się z tym.
Ale wiele też zyskałem...